uwagi: (0)   tekst

Jak hartował się SKS

Beata Maciejewska
Gazeta Wyborcza, 2007-12-06

SKS miał strukturę pajęczyny, bez jednego ośrodka decyzyjnego. Można było wyciąć kawałek, a pajęczyna dalej istniała - mówią dziś ludzie, którzy trzydzieści lat temu tworzyli wrocławski Studencki Komitet Solidarności. Dlatego ani bezpiece, ani posłusznym jej władzom nie udało się rozbić rodzącej się na uczelniach opozycji

- Klepsydry skończyliśmy robić w nocy, rano chcieliśmy je rozwiesić. Nie zdążyliśmy, bo w mieszkaniu zaroiło się od esbeków. "Jacy oni są słabi, skoro do tak drobnej sprawy wysyłają tylu ludzi" - pomyślałem.

Ale sprawa wcale nie była tak drobna, jak oceniał ją trzydzieści lat temu Jerzy Filak, student ostatniego roku fizyki Uniwersytetu Wrocławskiego. Klepsydry zawiadamiały o mszy w katedrze, w intencji "zmarłego śmiercią tragiczną" krakowskiego studenta Stanisława Pyjasa. 25 maja, gdy ją odprawiano, w Krakowie istniał już od kilku dni Studencki Komitet Solidarności. Powołali go koledzy Pyjasa, przekonani, że Staszka zabili esbecy. SKS miał m.in. informować o wszelkich nadużyciach SB. Ojcowie założyciele liczyli, że znajdą naśladowców w całej Polsce.



Pod pomnikiem papieża

Znaleźli w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu i Szczecinie. We Wrocławiu też. Po mszy w katedrze grupa kilkudziesięciu osób ruszyła pod pomnik Jana XXIII. Był wśród nich student I roku nauk politycznych Krzysztof Grzelczyk. Wysłuchał deklaracji krakowskiego SKS-u i wrócił do domu.

Grzelczyk: - To był dzień, który zadecydował o całym moim przyszłym życiu. Ale wtedy jeszcze nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nie wiedziałem, co mam dalej robić, nie znałem nikogo z opozycji demokratycznej. A przez następnych kilka miesięcy nic się nie działo.

Według Marka Adamkiewicza, wówczas studenta I roku fizyki, coś się jednak działo. Na przykład jego kolega z matematyki, Wiesiek Cupała, był bardzo zakochany. Dziewczyna studiowała w Krakowie i Wiesiek tam często jeździł. Tydzień po śmierci Pyjasa zabrał ze sobą właśnie Adamkiewicza.

- Dziewczyna Wieśka miała kontakty z ludźmi z krakowskiego SKS-u. Dzięki temu poznałem Bogusława Sonika, Lilianę Batko, no i Leszka Maleszkę, który po latach okazał się koniem trojańskim. Oni bardzo nalegali na rozszerzenie tego ruchu - opowiada Adamkiewicz.

Aleksander Gleichgewicht, fizyk, wtedy pracownik Instytutu Niskich Temperatur PAN-u, uważa, że kontakty polityczne szły kilkoma kanałami: - Między innymi przez współpracownika KOR-u Wiesława Kęcika. Był z Warszawy, ale dostał 3,5 roku więzienia za działalność w "Ruchu" [konspiratorów aresztowano na dzień przez planowanym podpaleniem Muzeum Lenina w Poroninie - przyp. B.M] i po odsiadce studiował we Wrocławiu filologię klasyczną. Ważny był też kontakt z Krakowem przez Jurka Filaka. On znał bardzo aktywnego w tamtejszym SKS-ie Roberta Kaczmarka. Kaczmarek zaczął przyjeżdżać do Wrocławia. A razem z nim Agnieszka Gramatyka i Bronisław Wildstein. Ten ostatni został akuszerem wrocławskiego SKS-u.



Siedmiu podpisało

Poród zaczął się wieczorem 13 grudnia w wynajętym dwupokojowym mieszkaniu Wiesława Cupały przy ul. Pereca. Przyszło ok. 30 osób.

Aleksander Gleichgewicht: - Byliśmy bardzo różni. Miłośnicy marihuany i zen, ludzie z duszpasterstwa akademickiego, anarchiści i konserwatyści. Połączyła nas chęć działania. Pewniej się poczuliśmy, gdy zobaczyliśmy, że wrocławska opozycja to nie tylko 2-3 osoby jeżdżące do Warszawy po bibułę, ale spora grupa. Choć, jak się później okazało, mniejsza niż się spodziewaliśmy. Nie, nie pamiętam wszystkich uczestników spotkania. Na pewno był Leszek Budrewicz i Bronek Wildstein, który pomagał pisać deklarację.

Adamkiewicz i Filak też byli. Mają na to dokument. Podobnie jak studenci filologii klasycznej Juliusz Szymczak i Stanisław Siekanowicz, matematyk Jarosław Klimek, fizyk Marek Rospond i Marek Zybura z II roku filologii germańskiej. To pierwsi rzecznicy SKS-u. Podpisali się pod deklaracją, podali swoje adresy. SKS chciał działać jawnie, tylko druk i kolportaż zakonspirowano.

Adamkiewicz: - Miałem dwadzieścia lat, ale wiedziałem, czym to grozi. Relegacją z uczelni. Uznałem jednak, że nie mogę siedzieć z założonymi rękami. Bardzo przeżyłem zamordowanie Staszka Pyjasa.

Filak nie wie, jak dziś opowiedzieć o siedzącym gdzieś głęboko lęku, że komuna będzie wieczna. I że na żadne zmiany nie ma co liczyć. To mocno przyginało do ziemi. Ale postanowił, że się sprzeciwi. Bo jak tu siedzieć cicho, gdy w Radomiu pałowali robotników na "ścieżkach zdrowia", gdy widziało się taką ogromną pogardę dla ludzi?

- Te radomskie sceny wstrząsnęły mną. Podobnie jak opisujący je "Komunikat" KOR-u i odwaga ludzi, którzy opowiedzieli o tym pod swoimi nazwiskami. To było coś ożywczego. Najcenniejszy był właśnie jawny sprzeciw, czyli ugodzenie w dwa filary systemu - przemoc i kłamstwo. Nie miałem wątpliwości, że powinienem podpisać deklarację SKS-u. Jedynym problemem był tylko mój status absolwenta. Użyliśmy więc zwrotu "tegoroczny absolwent", jakby dawało mi to jeszcze prawo do reprezentowania studentów - uśmiecha się Filak.

Adamkiewicz: - Zdziwiłem się tylko, że tak mało osób chciało podpisać deklarację. Mieliśmy być z różnych wydziałów i roczników, a tak zrobiła się nadreprezentacja fizyki. Może taką decyzję łatwiej było podjąć przyjezdnym. Nie ma się przy sobie rodziny, która wywiera presję. Ja swoją zostawiłem w Szczecinie. Rodzice dowiedzieli się z pisma wysłanego przez SB, że się angażuję w niebezpieczną działalność. Ojciec był chyba nawet wzywany na rozmowę. Radzili wprawdzie: "najpierw skończ studia, potem walcz", ale zostawili mi wolną rękę.



Polityka tylko po 15.45



Na początku była cisza. Z małymi przerywnikami, na przykład na rewizję u Adamkiewicza i Rosponda, którzy razem wynajmowali mieszkanie przy ul. Kocha. Studenci stracili pisma bezdebitowe, a właściciele mieszkania dostali dobrą radę: żeby jak najszybciej zmienić lokatorów. Nie skorzystali z podpowiedzi. Jak wspomina Adamkiewicz, byli porządną lwowską rodziną z tradycjami niepodległościowymi, nie zamierzali pomagać komunie.

Filaka, który wówczas pracował już w Dolmelu, wezwał na rozmowę dyrektor. Chciał przyrzeczenia, że w zakładzie pracy nie będzie zajmował się polityką. Filak nie przyrzekł, ale nie działał. Bo kto w Dolmelu zaufałby nowemu? Szczęście, że esbecy przysporzyli mu trochę popularności. Raz chcieli go zwinąć przy pętli tramwajowej, a tu przyjechał tramwaj i wysypali się z niego pracownicy Dolmelu. Stanęli w obronie kolegi, ubecy przestraszyli się tłumu.

Gleichgewicht usłyszał od swego szefa, że jak chce działać, to przed 7.45 i po 15.45.

Ale powoli rozkręcał się i SKS i bezpieka.

Grzelczyk: - Jak tylko pojawiła się ulotka z nazwiskami rzeczników, zaraz się zgłosiłem. Wybrałem Filaka, bo mieszkał w hotelu robotniczym, i uznałem, że tam mnie wpuszczą szybciej niż do akademika. Wkrótce w moim mieszkaniu pojawiła się maszyna do pisania i osoba, która przygotowywała na niej teksty do druku. SKS wydawał m.in. biuletyn "Podaj dalej", kolportował wydawnictwa bezdebitowe. Prowadziliśmy akcje ulotkowe pod fabrykami, organizowaliśmy pomoc dla represjonowanych. Działały punkty biblioteczne prowadzone przez Renatę Otolińską, odbywały się spotkania Niezależnego Klubu Dyskusyjnego z udziałem liderów opozycji.

Adamkiewicz: - Dużo było tych spotkań. Janek Walc przyjeżdżał chyba trzykrotnie i za każdym razem go zatrzymywali. Świetne było spotkanie z Kuroniem w mieszkaniu Filaka

Filak: - Kuroń zapukał do moich gospodarzy. Ja mieszkałem w piwnicy, a Kuroń poszedł do głównego wejścia i oznajmił zdumionej pani domu: Jestem Jacek Kuroń, mam tu mieć spotkanie.

Adamkiewicz: - No i miał. Szpilki nie wcisnąłbyś, tylu ludzi się zeszło. Miał autorytet, przeszedł więzienie, stał się instytucją. Każdy opozycjonista znał jego numer telefonu. Mówił o KOR-ze, o tym, jak walczyć z komuną, a potem piliśmy wódkę i słuchaliśmy przez godzinę, jak opowiada żydowskie kawały. Pierwsza klasa.



Popatrz na trupa

24 II 1978 roku, szyfrogram nr 486 naczelnika Wydziału III KW MO we Wrocławiu mjr. Albina Zalewskiego do naczelnika Wydziału I Departamentu III MSW:

[ ] w dniu wczorajszym, w godzinach wieczornych zostali zatrzymani na 48 godzin przez Komendę Dzielnicową MO Wrocław Psie Pole trzej rzecznicy wrocławskiego Studenckiego Komitetu Solidarności: Rospond Marek, Adamkiewicz Marek, Klimek Jarosław. O wyż.wym. posiadaliśmy informację, że noszą się z zamiarem wyjazdu na dzień 24 i 25 bm. do Krakowa. Według posiadanego rozpoznania następnymi osobami mogącymi wyjechać do Krakowa na dzień 25 bm. są: Filak Jerzy, rzecznik SKS-u, oraz Gleichgewicht Aleksander ( ) Przez kierownictwo zakładów pracy, tj. „Megat-Dolmel” i Instytutu Niskich Temperatur PAN we Wrocławiu, spowodowano konieczność przebywania w miejscu pracy w godzinach popołudniowych. ( ) Przygotowano legendę na ich zatrzymanie przez funkcjonariuszy MO w wypadku zamiaru wyjazdu do Krakowa. ( ) Dokooptowany do składu rzeczników SKS-u Leszek Budrewicz przebywa we Wrocławiu i nie nosi się z zamiarem wyjazdu do Krakowa. Według uzyskanych operacyjnie informacji ma on uczestniczyć w spotkaniu z prof. Amsterdamskim [współzałożyciel TKN-u - przyp. B.M] z Warszawy”.

Gleichgewicht: - Jasne, że nas obserwowali i próbowali straszyć. W lutym dostałem wezwanie do komendy na Gottwalda (dziś pl. Piłsudskiego). Pokazali mi zdjęcie młodego chłopaka w łóżku. Powiedzieli, że to trup. I że zmarł z przedawkowania narkotyków. A potem spytali, czy znam Piotra Starzyńskiego [jednego z założycieli wrocławskiego SKS-u - przyp. B.M]. Piotr był związany ze środowiskiem hippisowskim, więc od razu zorientowałem się, do czego zmierzają.

Filak: - Wciąż chodziły za mną jakieś ciemne typy. Ostentacyjnie, żebym się wystraszył. Idziemy kiedyś z Grzelczykiem po Benedyktyńskiej, a za nami wlecze się gość ze świńską buźką i złamanym nosem. Chcieliśmy go zgubić, więc weszliśmy do jednego z wieżowców i wsiedliśmy do windy. On z nami. Jedziemy do góry, a tu z jego rękawa rozlega się nagle głos: "Grzesiek, gdzie jesteś?". "W windzie" - odpowiedział rękawowi bez żenady nasz "opiekun".



Spotykamy się na Norblina 21

W marcu 1978 roku śruba została dokręcona. W 10. rocznicę Marca '68 roku eskaesowcy postanowili zorganizować spotkanie z bohaterem tamtych wydarzeń. Padło na Bogusławę Blajfer. 5 marca miała wygłosić odczyt w mieszkaniu Gleichgewichtów przy Norblina 21.

Gleichgewicht: - Było ok. 30 osób. Przyjechali ludzie z Warszawy i Krakowa, m.in. Tośka Krzysztoń. O 8 ktoś zadzwonił do drzwi, a po chwili wkroczyła milicja. Usłyszeliśmy, że to nielegalne zgromadzenie i mamy się rozejść. Ktoś krzyknął: siadamy! Wszyscy wylądowaliśmy na podłodze i złapaliśmy się za ręce, żeby nas nie mogli wyciągnąć. Zanim milicjanci przebili się przez ten żywy łańcuch, Tośka Krzysztoń zdążyła zadzwonić do Jacka Kuronia - nr 393964 - i zdać mu relację. Dwie godziny później mówiła już o nas Wolna Europa. Wejście bezpieki, owszem, było widowiskowe, ale my sprawiliśmy, że stało się jeszcze mocniejsze.

Wyciąganie gości Gleichgewichtów zajęło milicjantom kilkadziesiąt minut. Zatrzymywani krzyczeli "gestapo" i śpiewali "Jeszcze Polska nie zginęła", a zatrzymujący tłumaczyli przygodnym widzom, że likwidują lokal narkomanów. Było głośno. Na całą Polskę i kawałek świata.

Blajfer zamknięto na tydzień, a pozostałych ukarano grzywnami. Mieli zapłacić za szkodzenie socjalistycznej ojczyźnie. Drogo zapłacić.

Gleichgewicht: - Wlepili mi 4,5 tys. zł kolegium, prawie dwie pensje. Łącznie mieliśmy wyłożyć 50 tysięcy. I tu się przeliczyli. Zbiórka pieniędzy została błyskawicznie i spontanicznie zorganizowana. Pomagali nam ludzie ze środowisk KiK-u i duszpasterstwa akademickiego Pod Czwórką. Zajął się tym głównie Maciej Zięba, późniejszy prowincjał dominikanów. Ich akcja wywołała jeszcze silniejszą reakcję.

8 marzec 1978 roku, szyfrogram nr 632 zastępcy naczelnika Wydziału III KW MO por. Edwarda Zarzyckiego do dyżurnego Departamentu III MSW:

„[Kuroń] stwierdził, że ta zbiórka będzie odpowiedzią na represje i obroną prawa do wolności zgromadzeń.( ) Ewidentnie dał do zrozumienia, że zależy mu na rozgłosie i że w tym kontekście zbiórka jest bardzo dobra. W dalszych wypowiedziach oświadczył, że można skierować specjalne oświadczenie do opinii publicznej i wezwać do masowych zbiórek na uczelniach. W jego ocenie byłaby to odpowiedź ciosem za cios”.

Władze postanowiły się zasłonić. Eskaesowcom starannie zaplanowano cały dzień, żeby nie mieli czasu pomyśleć o zbieraniu pieniędzy. Budrewicz od 6 rano znalazł się pod opieką władz uczelnianych, które miały kontrolować jego obecność na zajęciach i "wezwać do dyskusji na temat pracy magisterskiej". Gleichgewicht został wezwany do komitetu wojewódzkiego PZPR-u, gdzie miał wyjaśniać, kto podpisał za niego listę obecności, gdy był zatrzymany. Starzyński dostał w zakładzie pracy dodatkową robotę, a w razie czego mieli go wysłać na delegację. Filak musiał rozmawiać z dyrektorem Dolmelu, a Rospond, Klimek i Adamkiewicz słuchać ostrzeżeń towarzyszy partyjnych z komitetu uczelnianego PZPR-u.

Pieniądze i tak zostały zebrane.



Jak obrazić Magnificencję

15 kwiecień 1978 rok, pismo przewodnie zastępcy naczelnika Wydziału III KW MO we Wrocławiu mjr. Leszka Niemca do naczelnika Wydziału III Departamentu III MSW:

„W załączeniu przesyłam materiały odebrane w ostatnim czasie działaczom wrocławskiego SKS-u: odbitkę ksero zeszytu z adresami, które posiadał rzecznik SKS Marek Rospond, biuletyn nr 1 (szt. 4), biuletyn nr 2 (szt.7), „Poezja niebezpieczna” Jarosława Brody (1 egz.), oświadczenie o powstaniu SKS z 13 XII 1977 roku (77 egz.), oświadczenie SKS z 9 III 1979 r. dot. wejścia organów MO do mieszkania Gleichgewichta (7 egz.), deklaracja TKN (7 egz.), spis biblioteki SKS (5 egz.), o przesłuchaniach (1 egz.), rady dla podróżujących (1 egz.), oświadczenie SKS o zebraniach na Politechnice Wrocławskiej (2 egz.)”.

"Odbieraniem materiałów" zajmowała się nie tylko bezpieka, o czym przekonali się Adamkiewicz z Grzelczykiem w czasie jednej z akcji "stolikowych", podczas których pojawiali się nagle na uczelni i wystawiali stolik z bibułą. Zwykle po kilku minutach wszystko znikało. W kwietniu wystawili stolik przed stołówką Akademii Ekonomicznej.

Adamkiewicz: - Najpierw napadli na nas dwaj rośli asystenci i zabrali bibułę, a potem nas zabrała bezpieka. Postanowiłem, że nie daruję.

Poszli z Grzelczykiem po swoją własność aż do prorektora AE. Owszem, dopuścił uniwersyteckie czarne owce przed swoje oblicze, ale nic nie oddał.

Adamkiewicz: - My o Europejskiej Karcie Praw Człowieka, a on o nielegalnej i szkodliwej dla Polski działalności. Strasznie się darł. Gorzej było niż na bezpiece. Spytałem, czy nam odda nasze wydawnictwa. Okazało się, że go tym pytaniem znieważyłem. Dziś to brzmi śmiesznie.

Ale śmieszne nie było. Adamkiewicza relegowano z uczelni. W maju napisał podanie o urlop dziekański i go dostał, a trzy tygodnie później usłyszał, że już nie jest studentem. To miała być kara za działalność sprzeczną ze ślubowaniem studenckim oraz "niegodną postawę" wobec prorektora Akademii Ekonomicznej.

Wyrzucono też przebywającego na urlopie dziekańskim Rosponda. On również nie wypełnił ślubowania. Filaka wzięli w kamasze - w lipcu poszedł do Szkoły Oficerów Rezerwy, potem do normalnej jednostki. A jak wyszedł do cywila, zaczął już działać w KSS KOR. Gleichgewicht też musiał ubrać mundur i zamienić Wrocław na Toruń.



Kadrowa czy masowa

Studencki Komitet Solidarności nie został jednak sparaliżowany.

Filak: - SKS miał strukturę pajęczyny, bez jednego ośrodka decyzyjnego. Można wyciąć kawałek, a pajęczyna dalej wisi.

Już 1 października 1978 roku eskaesowcy znów o sobie przypomnieli. Na uniwersytecie kolportowali ulotkę, w której domagali się utworzenia samorządu akademickiego niezależnego od Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Domagali się zgody na tworzenie klubów dyskusyjnych, likwidacji prohibitów w bibliotekach, rozpoczęcia ogólnonarodowej dyskusji na temat oświaty.



Wtedy to była utopia.

Gleichgewicht: - Mieliśmy ambicje stworzenia zalążka alternatywnej organizacji studenckiej. Nie udało się. Tak naprawdę była nas garstka. W porywach kilkaset osób na 30 tysięcy studiujących. Wtedy właśnie zrozumiałem, jak wyniszczająca była gierkowszczyzna. M3, 126p, 2+2 i koniec marzeń. Gdy byłem w wojsku, na trzystu studentów aż 60 zapisało się do partii tylko za obietnicę dwudniowego urlopu. Dawano go, żeby przyszli towarzysze mogli pojechać do domu po potrzebne dokumenty. Nędzny haczyk, a oni się na niego łapali. Studenci stanowili mało ciekawą część tamtego świata.

Sierpień 1980 roku to koniec historii SKS-u, ale nie jego ludzi. Część działaczy przeszła do NSZZ "Solidarność", część zabrała się za organizowanie Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Chcieli na nowo lepić świat.

Filak dwa razy trafił do więzienia za ulotki. Adamkiewicza skazali w 1984 roku na 2,5 roku więzienia za odmowę służby wojskowej, w jego obronie zorganizowano głodówkę w Podkowie Leśnej. Grzelczyka i Gleichgewichta w stanie wojennym internowano. Ale każdy szedł już swoją drogą.

Filak prowadzi dziś firmę komputerową, Grzelczyk przestał być wojewodą dolnośląskim i rozgląda się za nowym zajęciem, Adamkiewicz pracuje w szczecińskim MOSiR-ze, jest szefem zakładowej komisji "Solidarności", a Gleichgewicht współpracuje z fundacją Bente Kahan i zajmuje się projektem Muzeum Żydowskiego we Wrocławiu.

Gleichgewicht: - Połączyła nas niezgoda na komunizm, rozdzieliła wolność. Nigdy nie byliśmy grupą ideową, chcieliśmy po prostu coś robić.



Cytaty z dokumentów SB za: Kryptonim „Wasale”. Służba Bezpieczeństwa wobec Studenckich Komitetów Solidarności 1977-1980, wybór, wstęp i opracowanie Łukasz Kamiński i Grzegorz Waligóra, Warszawa 2007.




Beata Maciejewska, Gazeta Wyborcza Wrocław, 2007-12-06
skomentuj dokument

uwagi: (0)