- Klepsydry skończyliśmy robić w nocy, rano chcieliśmy je
rozwiesić. Nie zdążyliśmy, bo w mieszkaniu zaroiło się od esbeków.
"Jacy oni są słabi, skoro do tak drobnej sprawy wysyłają tylu
ludzi" - pomyślałem.
Ale sprawa wcale nie była tak
drobna, jak oceniał ją trzydzieści lat temu Jerzy Filak, student
ostatniego roku fizyki Uniwersytetu Wrocławskiego. Klepsydry
zawiadamiały o mszy w katedrze, w intencji "zmarłego śmiercią
tragiczną" krakowskiego studenta Stanisława Pyjasa. 25 maja, gdy
ją odprawiano, w Krakowie istniał już od kilku dni Studencki Komitet
Solidarności. Powołali go koledzy Pyjasa, przekonani, że Staszka
zabili esbecy. SKS miał m.in. informować o wszelkich nadużyciach SB.
Ojcowie założyciele liczyli, że znajdą naśladowców w całej
Polsce.
Pod pomnikiem papieża
Znaleźli
w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu i Szczecinie. We Wrocławiu też. Po
mszy w katedrze grupa kilkudziesięciu osób ruszyła pod pomnik
Jana XXIII. Był wśród nich student I roku nauk politycznych
Krzysztof Grzelczyk. Wysłuchał deklaracji krakowskiego SKS-u i wrócił
do domu.
Grzelczyk: - To był dzień, który zadecydował
o całym moim przyszłym życiu. Ale wtedy jeszcze nie zdawałem sobie z
tego sprawy. Nie wiedziałem, co mam dalej robić, nie znałem nikogo z
opozycji demokratycznej. A przez następnych kilka miesięcy nic się
nie działo.
Według Marka Adamkiewicza, wówczas studenta
I roku fizyki, coś się jednak działo. Na przykład jego kolega z
matematyki, Wiesiek Cupała, był bardzo zakochany. Dziewczyna
studiowała w Krakowie i Wiesiek tam często jeździł. Tydzień po
śmierci Pyjasa zabrał ze sobą właśnie Adamkiewicza.
-
Dziewczyna Wieśka miała kontakty z ludźmi z krakowskiego SKS-u.
Dzięki temu poznałem Bogusława Sonika, Lilianę Batko, no i Leszka
Maleszkę, który po latach okazał się koniem trojańskim. Oni
bardzo nalegali na rozszerzenie tego ruchu - opowiada
Adamkiewicz.
Aleksander Gleichgewicht, fizyk, wtedy pracownik
Instytutu Niskich Temperatur PAN-u, uważa, że kontakty polityczne
szły kilkoma kanałami: - Między innymi przez współpracownika
KOR-u Wiesława Kęcika. Był z Warszawy, ale dostał 3,5 roku więzienia
za działalność w "Ruchu" [konspiratorów aresztowano
na dzień przez planowanym podpaleniem Muzeum Lenina w Poroninie -
przyp. B.M] i po odsiadce studiował we Wrocławiu filologię klasyczną.
Ważny był też kontakt z Krakowem przez Jurka Filaka. On znał bardzo
aktywnego w tamtejszym SKS-ie Roberta Kaczmarka. Kaczmarek zaczął
przyjeżdżać do Wrocławia. A razem z nim Agnieszka Gramatyka i
Bronisław Wildstein. Ten ostatni został akuszerem wrocławskiego
SKS-u.
Siedmiu podpisało
Poród
zaczął się wieczorem 13 grudnia w wynajętym dwupokojowym mieszkaniu
Wiesława Cupały przy ul. Pereca. Przyszło ok. 30 osób.
Aleksander
Gleichgewicht: - Byliśmy bardzo różni. Miłośnicy marihuany i
zen, ludzie z duszpasterstwa akademickiego, anarchiści i
konserwatyści. Połączyła nas chęć działania. Pewniej się poczuliśmy,
gdy zobaczyliśmy, że wrocławska opozycja to nie tylko 2-3 osoby
jeżdżące do Warszawy po bibułę, ale spora grupa. Choć, jak się
później okazało, mniejsza niż się spodziewaliśmy. Nie, nie
pamiętam wszystkich uczestników spotkania. Na pewno był Leszek
Budrewicz i Bronek Wildstein, który pomagał pisać
deklarację.
Adamkiewicz i Filak też byli. Mają na to dokument.
Podobnie jak studenci filologii klasycznej Juliusz Szymczak i
Stanisław Siekanowicz, matematyk Jarosław Klimek, fizyk Marek Rospond
i Marek Zybura z II roku filologii germańskiej. To pierwsi rzecznicy
SKS-u. Podpisali się pod deklaracją, podali swoje adresy. SKS chciał
działać jawnie, tylko druk i kolportaż zakonspirowano.
Adamkiewicz:
- Miałem dwadzieścia lat, ale wiedziałem, czym to grozi. Relegacją z
uczelni. Uznałem jednak, że nie mogę siedzieć z założonymi rękami.
Bardzo przeżyłem zamordowanie Staszka Pyjasa.
Filak nie wie,
jak dziś opowiedzieć o siedzącym gdzieś głęboko lęku, że komuna
będzie wieczna. I że na żadne zmiany nie ma co liczyć. To mocno
przyginało do ziemi. Ale postanowił, że się sprzeciwi. Bo jak tu
siedzieć cicho, gdy w Radomiu pałowali robotników na
"ścieżkach zdrowia", gdy widziało się taką ogromną pogardę
dla ludzi?
- Te radomskie sceny wstrząsnęły mną. Podobnie jak
opisujący je "Komunikat" KOR-u i odwaga ludzi, którzy
opowiedzieli o tym pod swoimi nazwiskami. To było coś ożywczego.
Najcenniejszy był właśnie jawny sprzeciw, czyli ugodzenie w dwa
filary systemu - przemoc i kłamstwo. Nie miałem wątpliwości, że
powinienem podpisać deklarację SKS-u. Jedynym problemem był tylko mój
status absolwenta. Użyliśmy więc zwrotu "tegoroczny absolwent",
jakby dawało mi to jeszcze prawo do reprezentowania studentów
- uśmiecha się Filak.
Adamkiewicz: - Zdziwiłem się tylko, że
tak mało osób chciało podpisać deklarację. Mieliśmy być z
różnych wydziałów i roczników, a tak zrobiła się
nadreprezentacja fizyki. Może taką decyzję łatwiej było podjąć
przyjezdnym. Nie ma się przy sobie rodziny, która wywiera
presję. Ja swoją zostawiłem w Szczecinie. Rodzice dowiedzieli się z
pisma wysłanego przez SB, że się angażuję w niebezpieczną
działalność. Ojciec był chyba nawet wzywany na rozmowę. Radzili
wprawdzie: "najpierw skończ studia, potem walcz", ale
zostawili mi wolną rękę.
Polityka tylko po 15.45
Na początku była cisza. Z małymi
przerywnikami, na przykład na rewizję u Adamkiewicza i Rosponda,
którzy razem wynajmowali mieszkanie przy ul. Kocha. Studenci
stracili pisma bezdebitowe, a właściciele mieszkania dostali dobrą
radę: żeby jak najszybciej zmienić lokatorów. Nie skorzystali
z podpowiedzi. Jak wspomina Adamkiewicz, byli porządną lwowską
rodziną z tradycjami niepodległościowymi, nie zamierzali pomagać
komunie.
Filaka, który wówczas pracował już w
Dolmelu, wezwał na rozmowę dyrektor. Chciał przyrzeczenia, że w
zakładzie pracy nie będzie zajmował się polityką. Filak nie
przyrzekł, ale nie działał. Bo kto w Dolmelu zaufałby nowemu?
Szczęście, że esbecy przysporzyli mu trochę popularności. Raz
chcieli go zwinąć przy pętli tramwajowej, a tu przyjechał tramwaj i
wysypali się z niego pracownicy Dolmelu. Stanęli w obronie kolegi,
ubecy przestraszyli się tłumu.
Gleichgewicht usłyszał od
swego szefa, że jak chce działać, to przed 7.45 i po 15.45.
Ale
powoli rozkręcał się i SKS i bezpieka.
Grzelczyk: - Jak tylko
pojawiła się ulotka z nazwiskami rzeczników, zaraz się
zgłosiłem. Wybrałem Filaka, bo mieszkał w hotelu robotniczym, i
uznałem, że tam mnie wpuszczą szybciej niż do akademika. Wkrótce
w moim mieszkaniu pojawiła się maszyna do pisania i osoba, która
przygotowywała na niej teksty do druku. SKS wydawał m.in. biuletyn
"Podaj dalej", kolportował wydawnictwa bezdebitowe.
Prowadziliśmy akcje ulotkowe pod fabrykami, organizowaliśmy pomoc
dla represjonowanych. Działały punkty biblioteczne prowadzone przez
Renatę Otolińską, odbywały się spotkania Niezależnego Klubu
Dyskusyjnego z udziałem liderów opozycji.
Adamkiewicz:
- Dużo było tych spotkań. Janek Walc przyjeżdżał chyba trzykrotnie i
za każdym razem go zatrzymywali. Świetne było spotkanie z Kuroniem w
mieszkaniu Filaka
Filak: - Kuroń zapukał do moich
gospodarzy. Ja mieszkałem w piwnicy, a Kuroń poszedł do głównego
wejścia i oznajmił zdumionej pani domu: Jestem Jacek Kuroń, mam tu
mieć spotkanie.
Adamkiewicz: - No i miał. Szpilki nie
wcisnąłbyś, tylu ludzi się zeszło. Miał autorytet, przeszedł
więzienie, stał się instytucją. Każdy opozycjonista znał jego numer
telefonu. Mówił o KOR-ze, o tym, jak walczyć z komuną, a
potem piliśmy wódkę i słuchaliśmy przez godzinę, jak opowiada
żydowskie kawały. Pierwsza klasa.
Popatrz na
trupa
24 II 1978 roku, szyfrogram nr 486 naczelnika
Wydziału III KW MO we Wrocławiu mjr. Albina Zalewskiego do
naczelnika Wydziału I Departamentu III MSW:
[ ] w dniu
wczorajszym, w godzinach wieczornych zostali zatrzymani na 48 godzin
przez Komendę Dzielnicową MO Wrocław Psie Pole trzej rzecznicy
wrocławskiego Studenckiego Komitetu Solidarności: Rospond Marek,
Adamkiewicz Marek, Klimek Jarosław. O wyż.wym. posiadaliśmy
informację, że noszą się z zamiarem wyjazdu na dzień 24 i 25 bm. do
Krakowa. Według posiadanego rozpoznania następnymi osobami mogącymi
wyjechać do Krakowa na dzień 25 bm. są: Filak Jerzy, rzecznik SKS-u,
oraz Gleichgewicht Aleksander ( ) Przez kierownictwo zakładów
pracy, tj. „Megat-Dolmel” i Instytutu Niskich Temperatur
PAN we Wrocławiu, spowodowano konieczność przebywania w miejscu
pracy w godzinach popołudniowych. ( ) Przygotowano legendę na ich
zatrzymanie przez funkcjonariuszy MO w wypadku zamiaru wyjazdu do
Krakowa. ( ) Dokooptowany do składu rzeczników SKS-u Leszek
Budrewicz przebywa we Wrocławiu i nie nosi się z zamiarem wyjazdu do
Krakowa. Według uzyskanych operacyjnie informacji ma on uczestniczyć
w spotkaniu z prof. Amsterdamskim [współzałożyciel TKN-u -
przyp. B.M] z Warszawy”.
Gleichgewicht: - Jasne, że
nas obserwowali i próbowali straszyć. W lutym dostałem
wezwanie do komendy na Gottwalda (dziś pl. Piłsudskiego). Pokazali
mi zdjęcie młodego chłopaka w łóżku. Powiedzieli, że to trup.
I że zmarł z przedawkowania narkotyków. A potem spytali, czy
znam Piotra Starzyńskiego [jednego z założycieli wrocławskiego SKS-u
- przyp. B.M]. Piotr był związany ze środowiskiem hippisowskim, więc
od razu zorientowałem się, do czego zmierzają.
Filak: - Wciąż
chodziły za mną jakieś ciemne typy. Ostentacyjnie, żebym się
wystraszył. Idziemy kiedyś z Grzelczykiem po Benedyktyńskiej, a za
nami wlecze się gość ze świńską buźką i złamanym nosem. Chcieliśmy
go zgubić, więc weszliśmy do jednego z wieżowców i wsiedliśmy
do windy. On z nami. Jedziemy do góry, a tu z jego rękawa
rozlega się nagle głos: "Grzesiek, gdzie jesteś?". "W
windzie" - odpowiedział rękawowi bez żenady nasz
"opiekun".
Spotykamy się na Norblina 21
W marcu 1978 roku śruba została dokręcona. W 10. rocznicę
Marca '68 roku eskaesowcy postanowili zorganizować spotkanie z
bohaterem tamtych wydarzeń. Padło na Bogusławę Blajfer. 5 marca
miała wygłosić odczyt w mieszkaniu Gleichgewichtów przy
Norblina 21.
Gleichgewicht: - Było ok. 30 osób.
Przyjechali ludzie z Warszawy i Krakowa, m.in. Tośka Krzysztoń. O 8
ktoś zadzwonił do drzwi, a po chwili wkroczyła milicja.
Usłyszeliśmy, że to nielegalne zgromadzenie i mamy się rozejść. Ktoś
krzyknął: siadamy! Wszyscy wylądowaliśmy na podłodze i złapaliśmy
się za ręce, żeby nas nie mogli wyciągnąć. Zanim milicjanci przebili
się przez ten żywy łańcuch, Tośka Krzysztoń zdążyła zadzwonić do
Jacka Kuronia - nr 393964 - i zdać mu relację. Dwie godziny później
mówiła już o nas Wolna Europa. Wejście bezpieki, owszem, było
widowiskowe, ale my sprawiliśmy, że stało się jeszcze mocniejsze.
Wyciąganie gości Gleichgewichtów zajęło milicjantom
kilkadziesiąt minut. Zatrzymywani krzyczeli "gestapo" i
śpiewali "Jeszcze Polska nie zginęła", a zatrzymujący
tłumaczyli przygodnym widzom, że likwidują lokal narkomanów.
Było głośno. Na całą Polskę i kawałek świata.
Blajfer
zamknięto na tydzień, a pozostałych ukarano grzywnami. Mieli
zapłacić za szkodzenie socjalistycznej ojczyźnie. Drogo zapłacić.
Gleichgewicht: - Wlepili mi 4,5 tys. zł
kolegium, prawie dwie pensje. Łącznie mieliśmy wyłożyć 50 tysięcy. I
tu się przeliczyli. Zbiórka pieniędzy została błyskawicznie i
spontanicznie zorganizowana. Pomagali nam ludzie ze środowisk KiK-u
i duszpasterstwa akademickiego Pod Czwórką. Zajął się tym
głównie Maciej Zięba, późniejszy prowincjał
dominikanów. Ich akcja wywołała jeszcze silniejszą reakcję.
8 marzec 1978 roku, szyfrogram nr 632 zastępcy naczelnika
Wydziału III KW MO por. Edwarda Zarzyckiego do dyżurnego
Departamentu III MSW:
„[Kuroń] stwierdził, że ta
zbiórka będzie odpowiedzią na represje i obroną prawa do
wolności zgromadzeń.( ) Ewidentnie dał do zrozumienia, że zależy mu
na rozgłosie i że w tym kontekście zbiórka jest bardzo dobra.
W dalszych wypowiedziach oświadczył, że można skierować specjalne
oświadczenie do opinii publicznej i wezwać do masowych zbiórek
na uczelniach. W jego ocenie byłaby to odpowiedź ciosem za cios”.
Władze postanowiły się zasłonić. Eskaesowcom starannie
zaplanowano cały dzień, żeby nie mieli czasu pomyśleć o zbieraniu
pieniędzy. Budrewicz od 6 rano znalazł się pod opieką władz
uczelnianych, które miały kontrolować jego obecność na
zajęciach i "wezwać do dyskusji na temat pracy magisterskiej".
Gleichgewicht został wezwany do komitetu wojewódzkiego
PZPR-u, gdzie miał wyjaśniać, kto podpisał za niego listę obecności,
gdy był zatrzymany. Starzyński dostał w zakładzie pracy dodatkową
robotę, a w razie czego mieli go wysłać na delegację. Filak musiał
rozmawiać z dyrektorem Dolmelu, a Rospond, Klimek i Adamkiewicz
słuchać ostrzeżeń towarzyszy partyjnych z komitetu uczelnianego
PZPR-u.
Pieniądze i tak zostały zebrane.
Jak
obrazić Magnificencję
15 kwiecień 1978 rok, pismo
przewodnie zastępcy naczelnika Wydziału III KW MO we Wrocławiu mjr.
Leszka Niemca do naczelnika Wydziału III Departamentu III MSW:
„W
załączeniu przesyłam materiały odebrane w ostatnim czasie działaczom
wrocławskiego SKS-u: odbitkę ksero zeszytu z adresami, które
posiadał rzecznik SKS Marek Rospond, biuletyn nr 1 (szt. 4),
biuletyn nr 2 (szt.7), „Poezja niebezpieczna” Jarosława
Brody (1 egz.), oświadczenie o powstaniu SKS z 13 XII 1977 roku (77
egz.), oświadczenie SKS z 9 III 1979 r. dot. wejścia organów
MO do mieszkania Gleichgewichta (7 egz.), deklaracja TKN (7 egz.),
spis biblioteki SKS (5 egz.), o przesłuchaniach (1 egz.), rady dla
podróżujących (1 egz.), oświadczenie SKS o zebraniach na
Politechnice Wrocławskiej (2 egz.)”.
"Odbieraniem
materiałów" zajmowała się nie tylko bezpieka, o czym
przekonali się Adamkiewicz z Grzelczykiem w czasie jednej z akcji
"stolikowych", podczas których pojawiali się nagle
na uczelni i wystawiali stolik z bibułą. Zwykle po kilku minutach
wszystko znikało. W kwietniu wystawili stolik przed stołówką
Akademii Ekonomicznej.
Adamkiewicz: - Najpierw napadli na nas
dwaj rośli asystenci i zabrali bibułę, a potem nas zabrała bezpieka.
Postanowiłem, że nie daruję.
Poszli z Grzelczykiem po swoją
własność aż do prorektora AE. Owszem, dopuścił uniwersyteckie czarne
owce przed swoje oblicze, ale nic nie oddał.
Adamkiewicz: -
My o Europejskiej Karcie Praw Człowieka, a on o nielegalnej i
szkodliwej dla Polski działalności. Strasznie się darł. Gorzej było
niż na bezpiece. Spytałem, czy nam odda nasze wydawnictwa. Okazało
się, że go tym pytaniem znieważyłem. Dziś to brzmi śmiesznie.
Ale
śmieszne nie było. Adamkiewicza relegowano z uczelni. W maju napisał
podanie o urlop dziekański i go dostał, a trzy tygodnie później
usłyszał, że już nie jest studentem. To miała być kara za
działalność sprzeczną ze ślubowaniem studenckim oraz "niegodną
postawę" wobec prorektora Akademii Ekonomicznej.
Wyrzucono
też przebywającego na urlopie dziekańskim Rosponda. On również
nie wypełnił ślubowania. Filaka wzięli w kamasze - w lipcu poszedł
do Szkoły Oficerów Rezerwy, potem do normalnej jednostki. A
jak wyszedł do cywila, zaczął już działać w KSS KOR. Gleichgewicht
też musiał ubrać mundur i zamienić Wrocław na Toruń.
Kadrowa
czy masowa
Studencki Komitet Solidarności nie został
jednak sparaliżowany.
Filak: - SKS miał strukturę pajęczyny,
bez jednego ośrodka decyzyjnego. Można wyciąć kawałek, a pajęczyna
dalej wisi.
Już 1 października 1978 roku eskaesowcy znów
o sobie przypomnieli. Na uniwersytecie kolportowali ulotkę, w której
domagali się utworzenia samorządu akademickiego niezależnego od
Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Domagali się
zgody na tworzenie klubów dyskusyjnych, likwidacji prohibitów
w bibliotekach, rozpoczęcia ogólnonarodowej dyskusji na temat
oświaty.
Wtedy to była utopia.
Gleichgewicht: - Mieliśmy
ambicje stworzenia zalążka alternatywnej organizacji studenckiej. Nie
udało się. Tak naprawdę była nas garstka. W porywach kilkaset osób
na 30 tysięcy studiujących. Wtedy właśnie zrozumiałem, jak
wyniszczająca była gierkowszczyzna. M3, 126p, 2+2 i koniec marzeń.
Gdy byłem w wojsku, na trzystu studentów aż 60 zapisało się do
partii tylko za obietnicę dwudniowego urlopu. Dawano go, żeby
przyszli towarzysze mogli pojechać do domu po potrzebne dokumenty.
Nędzny haczyk, a oni się na niego łapali. Studenci stanowili mało
ciekawą część tamtego świata.
Sierpień 1980 roku to koniec
historii SKS-u, ale nie jego ludzi. Część działaczy przeszła do NSZZ
"Solidarność", część zabrała się za organizowanie
Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Chcieli na nowo lepić
świat.
Filak dwa razy trafił do więzienia za ulotki.
Adamkiewicza skazali w 1984 roku na 2,5 roku więzienia za odmowę
służby wojskowej, w jego obronie zorganizowano głodówkę w
Podkowie Leśnej. Grzelczyka i Gleichgewichta w stanie wojennym
internowano. Ale każdy szedł już swoją drogą.
Filak prowadzi
dziś firmę komputerową, Grzelczyk przestał być wojewodą dolnośląskim
i rozgląda się za nowym zajęciem, Adamkiewicz pracuje w szczecińskim
MOSiR-ze, jest szefem zakładowej komisji "Solidarności", a
Gleichgewicht współpracuje z fundacją Bente Kahan i zajmuje
się projektem Muzeum Żydowskiego we Wrocławiu.
Gleichgewicht:
- Połączyła nas niezgoda na komunizm, rozdzieliła wolność. Nigdy nie
byliśmy grupą ideową, chcieliśmy po prostu coś robić.
Cytaty
z dokumentów SB za: Kryptonim „Wasale”. Służba
Bezpieczeństwa wobec Studenckich Komitetów Solidarności
1977-1980, wybór, wstęp i opracowanie Łukasz Kamiński i
Grzegorz Waligóra, Warszawa 2007.